czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 12

Z nastaniem weekendu do domu Błaszczykowskich zawitała ciotka Kuby, pani Jola, która miała przejąć obowiązki Niny na czas jej nieobecności.
Serafńska z samego rana spakowała podręczny bagaż i pojechała pksem do Częstochowy, skąd przesiadła się na bus do Katowic a stamtąd samolotem do Warszawy. Przez to zaoszczędziła sobie telepanie się autobusem do stolicy i stanie w korku ciągnącym się od Janek aż po samo centrum, jak to zazwyczaj w stolicy bywa.
Na parkingu przed Okęciem wyczekiwał ją stęskniony ojciec.

- Nareszcie jesteś kochanie!- ucałował córkę w czoło, biorąc jej bagaż.- Stęskniliśmy się za tobą a Marcin szalał, ze ktoś cię uprowadził.-ojciec zaprowadził ją w stronę zaparkowanego samochodu. Nina otworzyła drzwi i opadła na siedzenie, Adam wrzucił torbę na tylne siedzenie i zasiadł za kierownicą najnowszego modelu Audi.
- Tato to jest mission impossible ! Kwitnę tam już przeszło dwa tygodnie a Błaszczykowski zachowuje się jak uciśniony książę. On mnie nie toleruje, jak do cholery mam go nakłonić do powrotu?!
Prezes Serafiński spojrzał na swoją latorośl.
- Skarbie już zapomniałaś, jak potrafiłaś namówić mnie na każdą  nawet najbardziej nierealną rzecz?Wierzę w twoje kompetencje, wyprowadziłaś kilku zawodników, byłaś skarbem w Chelsea chociaż to był tylko staż. Poradzisz sobie. Ja w ciebie wierzę!
Słowa ojca dodały młodej psycholog pewności siebie i odwagi.
- Tato robię to dla ciebie i dla córeczki Kuby. To śliczne i rozkoszne dziecko,nie należy jej się życie z ojcem gburem, którego denerwuje istnienie kobiet.-fuknęła
- Dobrze, zmieńmy temat masz urlop. Gdzie mam cię zawieść?
- Do domu, przebiorę się zjemy a potem na mecz. Wasyl powiedział, że jak mnie nie będzie to urwie mi głowę.
- To koniecznie musisz być!- Adam zachichotał wioząc córkę do jej mieszkania na warszawskim Mokotowie.


O godzinie 20:45 na Stadionie Narodowym im. Kazimierza Górskiego zadźwięczał pierwszy gwizdek.
Reprezentacja Polski miała zmierzyć się z Reprezentacją Czarnogóry, opaskę kapitańską na czas nieobecności Kuby Błaszczykowskiego przejął Marcin Wasilewski.
Spotkanie rozgrywało się dynamicznie, Polacy upokorzeni na Euro 2012 wzięli się za siebie i zaczęli atakować.
Bawili się piłką, kibice szaleli…Nikt nie mógł uwierzyć, że ten zespół niemal rok wcześniej, bał się swojego cienia na boisku. Robert Lewandowski wspomagany przez Ludo Obraniaka w dwudziestej minucie huknął potężnie na bramkę przeciwnika.
Tłum zafalował. Tomasz Zimoch w radiu zaryczał potężnie: -GOOOOOOOOOOOOOOL!!!!Robert Lewandowski…
Lewy szczęśliwy wyskoczył w powietrze by minutę później opaść na murawę, oczy błyszczały mu rządzą zwycięstwa. Koledzy rzucili się na niego, radośnie klepiąc go po plecach i obejmując. Po chwili piłka znowu była w grze. Stoper Marcin Wasilewski niczym dowódca husarii ciął „nieprzyjaciela’’. Po spektakularnej bramce Lewandowskiego, przyszła pora na ulubieńca Polaków, Damiena Perquisa najbardziej francuskiego Polaka.  Śmignął wysoko ponad obrońców Czarnogóry i głową strzelił drugiego gola.
Publika ryknęła ponownie. Stadion oszalał tworząc meksykańską falę. Jan Mroczyński skakał na swoim stanowisku, Prezydent rozpłakał się z radości. Od wygranej w tym meczu zależał udział Polaków w Mistrzostwach Świata w Brazylii.
Po przerwie Polacy wlecieli naładowani nową energią, niczym gladiatorzy walczyli do samego końca, sędzia doliczył trzy minuty.
W Wasyla nagle wstąpił wielka siła, przeleciał prawie niezauważony, przez skołowanych obrońców Czarnogórskich i dołączył do stawki trzeciego gola.
Publika znowu zaryczała, Tomasz Zimoch rozdarł się jeszcze głośniej.
Kibice skandowali imię Wasyla. Nina podskoczyła na swoim siedzeniu a Anka ściskała kobietę stojącą obok.
- Proszę Państwa, proszę państwa to niewiarygodne to cud nad Wisłą… Polacy lecą na Mundial, coś niewiarygodnego…Wasyl polskim Ronaldo, co za szyk co za precyzja co za robot!!!!! - poetycko wykrzyknął Dariusz Szpakowski
-To była wiekopomna chwila, nie zaśniemy tej nocy oj nie!

Nina z Anką czekały na rozpromienionych chłopaków w szatni.Gdy tylko weszli, Anka wypruła jak z procy i rzuciła się w ramiona Wasyla całując go w policzki. Wasyl oszołomiony dał się całować a koledzy śmiali się radośnie. Dudka stal z telefonem i wszystko nagrywał a Szczęsny i Boenisch nucili marsz Mendelsona. Nina stała z boku po chwili dołączył do niej ubłocony Lewy, uśmiechnął się szczęśliwy.
- Udało wam się!- Nina wyściskała go, zaraz jednak opanowała się bo Ludo Obraniak czaił się z aparatem.- Żadnych zdjęć!
Anka wyswobodziła Wasyla i kuzynka mogła mu pogratulować.
- To co??? – wykrzyknął rozpromieniony Eugen dla (dla kolegów Gienek musimy napierdalać)Polanski – Idziemy to świętować….Ole ole ole ole…
- To my poczekamy na parkingu- Nina pociągnęła zarumienioną Ankę, która taksowała spojrzeniem Wasyla, od którego stoper spłonił się jak dziewica, co niezawodny Dudka dokumentował telefonem z niecodziennym komentarzem Przemka Tytonia.
- Dajcie nam dwadzieścia minut drogie panie.- Lewy zniknął w łazience podśpiewując, za nim pobiegli koledzy drąc się jak gimnazjaliści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz