czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 21

    Błaszczykowski szedł powoli a żwir wyścielający wiejską drogę, chrzęścił pod jego stopami. Na zewnątrz wydawał się spokojny, ale w środku gotował się jak piekielny kocioł.
Słowa Niny, potwierdzające jej wątpliwy akt miłosierdzia w stosunku do jego osoby, wbijały mu się w umysł jak tysiące sztyletów.
Po raz kolejny okazał się koncertowym baranem, któremu kobieta zagrała na nosie. Gdyby tego było mało spotykała się z jego najlepszym przyjacielem a rodzona babka spiskowała z PZPNem. Już na nikogo nie mógł liczyć!- kopnął przydrożny kamień, który z pluskiem wpadł do leśnego bajora, znajdującego się przy dróżce.
Ścieżka zaprowadziła go na łąkę za lasem, gdzie wreszcie mógł dać upust swojej frustracji. Ciszę leśną rozdarł jego przeciągły krzyk. Tylko tak mógł wyrzucić z siebie wszystko, co nagromadziło się w nim przez ostatnią godzinę, była to także gorycz spowodowana  przekonaniem, że jest bezużyteczny i budzi tylko litość.
Wyczerpany emocjonalnie siadł w wysokiej trawie porastającej łąkę, ukrywając twarz w dłoniach, rozpłakał się.
Pierwszy raz od wielu lat pozwolił by łzy płynące z jego oczu, zraszały mu dłonie.
Doprowadziwszy się do porządku, wrócił do domu, chociaż zajęło mu to prawie dwie godziny, jakoś nie mógł się przemóc do konfrontacji z Niną. Bał się, że gdy spojrzy w jej wielkie piwne oczy od razu się złamie i jej wybaczy.
Na ganku spotkał Roberta.
- Kuba! Gdzieś ty się podziewał? Dzwoniłem do twojej babci, już tutaj jedzie.- Lewy stanął na wprost przyjaciela.
- Doniosłeś jej, że mistyfikacja poszła się walić?- zapytał zjadliwie kapitan reprezentacji. – Bardzo mi przykro, że próba zrobienia ze mnie kretyna wam się nie powiodła.
- Po pierwsze o niczym nie wiedziałem, jak już zdążyłeś podsłuchać. Po drugie, nikt nie chciał robić z ciebie idioty. Wszyscy chcieli dla ciebie dobrze, to ty zachowujesz się jak obrażona panienka. Już dawno powinieneś być w Dortmundzie i zaczynać treningi. A tak babrasz się w swoim własnym bólu. Anita cię zostawiła, ale życie toczy się dalej. Nie pozwól jej zatriumfować.
Błaszczykowski spojrzał na przyjaciela, Robert faktycznie mówił, jakby o niczym nie wiedział. Pozostawała kwestia jego związku z Niną.
- Chodzisz z Niną?- zapytał wprost.
- Nie.
- Robiłeś jej wyrzuty, wszystko słyszałem.
- Ja bym chciał, ale ona uważa mnie za przyjaciela. Zachowałem się jak kretyn, decydując się na przyjazd tutaj. Nina zrobiła źle okłamując cię, ale zrozum zarząd postawił ją pod ścianą.
- Jej miłosierdzie zapunktuje w Niebie.- odpowiedział cynicznie.- A teraz przepraszam cię stary, ale muszę przemyśleć sobie kilka spraw.- powiedziawszy to zniknął za drzwiami prowadzącymi do domu.
Nina czekała na Kubę w kuchni. Na zewnątrz zmierzchało, nie zapaliła światła, chcąc napawać się widokiem dnia przechodzącego łagodnie w noc. Jej babcia uważała że zmierzch był miłosnym uściskiem dnia i nocy. Pożegnaniem.
Kuba wkroczył do kuchni zamaszystym krokiem. Nina stała przy oknie wpatrując się w ogród babci Felicji, powoli tonący w mroku.
Podświadomie poczuła czyjąś obecność i odwróciła się stając twarzą w twarz z Kubą.
- Kuba ja…- chciała dotknąć jego ramienia, ten jednak odsunął się ze wstrętem.
- Jutro rano chcę żebyś spakowała swoje rzeczy i wróciła do Warszawy.- odpowiedział chłodno.- Może pani odtrąbić zwycięstwo, pani psycholog.- z obrzydzeniem zaakcentował ostatnie słowo.
 Nina z trudem powstrzymywała się od płaczu.
- Nie rozumiesz, że zależy mi na tobie?- zapytała.- Nie byłeś dla mnie obiektem badań, przyjechałam do pracy ale poznałam cię bliżej.
- Mi też wydawało się, że cię znam, ale pomyliłem się. Dziewczyna, która opiekowała się Olą nie istnieje. Rozpieszczona córeczka prezesa Serafińskiego, której wydaje się że uratuje pogrążonego w rozpaczy kapitana Biało- Czerwonych zabiła Ninę, którą znałem.
- Kuba ale pozwól mi wyjaśnić!
- Nie chcę słuchać tych bzdur! – ryknął.- Wynoś się i nigdy więcej nie wracaj!
Oczy dziewczyny zaszkliły się. Powstrzymując łkanie uciekła na górę, zostawiając Błaszczykowskiego samego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz