czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 14

Następnego dnia,Nina obudziła się w kiepskim nastroju. Od razu zadzwoniła do ojca, Serafiński wściekł się okrutnie i przyjechał do mieszkania Wasyla. Córka długo tłumaczyła mu, że nic się nie stało i może z powrotem jechać do Truskolasów. Oficjalnie przebywała w Katowicach, więc nikogo nie dziwiło, że jedzie pociągiem przejeżdżającym przez Częstochowę.
Udobruchany Adam, obiecał dopilnować porządków w mieszkaniu córki, Wasyl uczynnie przywiózł jej torbę z ubraniami, tak więc nie musiała już wracać do siebie. Punktualnie o trzynastej na parkingu podziemnym w bloku, gdzie mieszkał Marcin pojawił się Robert. Odwiózł Ninę na dworzec centralny i życzył udanej podróży, śpieszył się na Okęcie. Obiecała mu zadzwonić jak tylko dojedzie.Podróż nie trwała długo i około siedemnastej była już w Częstochowie, skąd przesiadła się na pks do Truskolasów. Na szczęście tym razem, nie podjechał saunobus ani relikt przeszłości a nowoczesny autobus. Kierowca zagaił, że to wójt Truskolasów upomniał się o porządny transport dla mieszkańców wsi.

Zaczęło się ściemniać, gdy dotarła na miejsce przeznaczenia,na szczęście torba nie była ciężka i mogła przespacerować się przez polną drogę, prowadzącą do domu pani Tyczyńskiej.
Uszła już spory kawałek, mijając kapliczkę z repliką cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, gdy zza krzaków wyleciał przednią rosły mężczyzna w kominiarce.
- Myślałaś, że zwiejesz mi na jakieś zadupie?- zapytał  się na nią powalając na ziemię. Twój gach Lewandowski ci nie pomoże!-powiedziawszy to chciał wycisnąć na jej ustach pocałunek, ale Nina splunęła mu w twarz.
W Ziębickim zawrzała krew.
Nina widząc jego reakcję przesunęła minimalnie kolano i kopnęła go w kroczę.
Napastnik zawył z bólu i złożył się jak scyzoryk. Psycholog podczołgała się do swojej torebki, chcąc wyciągnąć telefon, Mirosław jednak był szybszy, jedną ręką obejmował swoje skarby, drugą złapał ją za nogę w kostce. Nina wyciągnęła się na trawie jak długa, wrzeszcząc przeraźliwie.
- Już mi nie uciekniesz.- wysyczał

Kuba wyszedł na papierosa, chciał też popatrzeć na gwiazdy,bo nie wiedzieć czemu od dzieciństwa go uspokajały. Odpalił go i zaciągnął się dymem, obserwując granatowy atłas nieba, na którymś ktoś rozsypał migoczące diamenty.
Przypomniały mu się zaręczyny gdy dał Anicie pierścionek swojej matki a ona skrzywiła się, ze wolałaby diament. Kupił jej taki, jaki sama sobie wybrała. Wtedy jeszcze nie wiedział, że nie jest warta nawet kawałka szkła. Był idiotą z klapkami na oczach, które opadły ostatecznie tej wrześniowej nocy w Funchal.
Nieprzyjemne wspomnienia przerwał krzyk dochodzący z drogi.
Kuba rozpoznał w krzyczącej nianię Oli. W pośpiechu zgasił papierosa i wybiegł za bramkę, kierując się w stronę przydrożnej kapliczki.
Nina leżała w wysokiej trawie a na niej drab w masce. W Kubie zawrzała furia,mitygowały go także niedawne bolesne wspomnienia. Bez zastanowienia rzucił się na napastnika i zrzucił go z dziewczyny.
- Zostaw ją!- warknął i walnął Ziębickiego w twarz.Kominiarka zaczęła nasiąkać krwią broczącą z rozpitego nosa Mirosława.
Napastnik był chwilę ogłuszony, zaraz jednak rzucił się na Kubę popychając go na kapliczkę. Błaszczykowski upadając walnął głową w szybę, za którą wisiał obrazek matki Jezusa.
Osunął się po postumencie tracąc na chwilę przytomność. W Serafińską nagle wstąpił nowa siła, złapała bagaż podręczny i z całej siły wyrżnęła Ziębickiego w głowę. A potem nie tracąc czasu, kopała go. W tym czasie Kubę ocuciły krzyki dziewczyny i jęki napastnika. Przetarł oczy i nie mógł uwierzyć w to co widział. Niania agresywnie atakowała swojego oprawcę, klnąc przy tym jak szewc.
Wstał i na chwiejnych nogach podszedł do niej.
- Nic ci nie jest?- zapytał odsuwając ją od jęczącego Ziębickiego.
Nina przestała atakować upokorzonego oprawcę i spojrzała na Jakuba. Jego oczy nie błyszczały złością, widać w nich było litość i coś jeszcze…czułość?
Wydarzenia ostatniego weekendu przelały czarę goryczy i dziewczyna rozpłakała się. Kuba niewiele się namyślając przytulił ją,głaszcząc  uspokajająco po ciemnych lokach.
- Cii nie płacz już po wszystkim.- ponad jej głową zauważył patrol policyjny, który zapewne wezwali sąsiedzi.
Dwaj funkcjonariusze Rysiek i Zbyszek(koledzy Kuby z podstawówki) zakuli w kajdanki Ziębickiego i wywieźli na posterunek. Sąsiadka zaproponowała pomoc,ale Błaszczykowski myślał tylko o kruchej kobiecie, którą trzymał w ramionach.Pomimo swojego urazu dźwignął ją na ręce i łkającą zaniósł do domu.
Nina wtuliła się w Błaszczykowskiego, chłonąc jego ciepło i spokój. Łzy przestały lać się dopiero, gdy zaniósł ją do domu i delikatnie posadził na kanapie.
Spojrzeli na siebie i nie wiedzieli co powiedzieć.
- Jesteś ranny w głowę.- powiedziała drżąco, wstając i dotykając rany za uchem.
- Przeżyję… a ciebie coś boli?- zapytał
- Mam tylko kilka siniaków, ale twoje skaleczenie może nadawać się do szycia.
Uśmiechnął się.
Drugi raz odkąd się znali.
- Nic mi nie będzie mam głowę jak jaskiniowiec.
- Masz bardzo ładną głowę.- palnęła bez zastanowienia.
Kuba spojrzał na nią i uśmiechnął się ponownie.
- Dziękuję. Chyba oboje powinniśmy się położyć.- powiedziawszy to zostawił ją samą, z natłokiem dziwnych myśli. Nie przejmowała się Ziębickim,który nie wywinie się od więzienia, ale uczuciami jakie wywoływał w niej Jakub Błaszczykowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz