czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 24

"Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku, które­go nie można wy­razić łza­mi. Nie można go ni­komu wytłumaczyć. Nie mogąc przyb­rać żad­ne­go kształtu, osiada cias­no na dnie ser­ca jak śnieg pod­czas bez­wiet­rznej nocy."


   Robert przetarł zaparowane lustro wiszące w łaźni stadionowej. Na mokrych, ciemnych włosach lśniły kropelki wody. Pod brodą widniał wielki fioletowy siniak, efekt przepychanki z Kubą.
Od Wasyla dowiedział się, że Błaszczykowski pojechał do Niny z przeprosinami.
Zabolało go to.
Od początku wiedział, że Nina nie czuje tego co on do niej i mogą być tylko przyjaciółmi, ale pomimo tego czuł się dzisiaj podle. To uczucie dodatkowo potęgowała bójka z Kubą i to, że ich przyjaźń od roku była nadwątlona.

W tych niewesołych myślach, Lewy jak na automatycznym pilocie ubrał się i wszedł do szatni. Zabrał z szafki torbę, wyciągając z niej kluczyki do samochodu. Wzrokiem omiótł salę i już, miał wychodzić gdy w drzwiach do służbówki ujrzał dziewczynę.
Na oko mogła mieć ponad metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, ubrana była w ciemnoniebieskie getry i zieloną bluzkę.  Włosy w kolorze pszenicznego blondu, zaplecione miała w warkocz, przerzucony przez ramię.
Gdy spojrzała na niego oczami w kolorze nieba na wiosnę, poczuł się jak porażony piorunem.
Machinalnie ściągnęła słuchawki z uszu.
- Przepraszam co pan tutaj robi?-zapytała przyjaźnie.- Jest już dwudziesta druga, dawno po meczu.
Robert uśmiechnął się, ale po chwili jego twarz przybrała grymas bólu. Siniak po prawym sierpowym Kuby, bolał jak diabli.  
- Wracam właśnie do domu. – odpowiedział.
- Tylko proszę uważać. Podłoga jest mokra, nie chciałabym żeby nabił sobie pan drugiego siniaka. A tak w ogóle to jestem Laura.- podała mu smukłą dłoń o długich palcach.
- Robert. Co tak ładna dziewczyna robi z mopem w ręku?- zapytał.
- Jakoś trzeba na życie pracować. A pana nie trudno nie poznać, wyskakuje pan z lodówki, że się tak mało kwieciście wypowiem.
- Z lodówki?
- Jest pan na puszkach coca coli.- zaśmiała się perliście.- Ale proszę się nie przejmować, jest pan lubiany.
- A ty coś robisz oprócz tego?- wskazał składzik.
- Gram w siatkówkę w lidze uniwersyteckiej, studiuję fizjoterapię i jestem konserwatorką powierzchni płaskiej co widać na załączonym obrazku
Lewy uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Siatkarka. Chętnie wpadłbym na mecz, jeśli to nie jest problemem?
- Nie jest. Jutro o osiemnastej na hali AZSu. Zapraszam, tylko załóż ciemne okulary, bo zobaczysz tabun napalonych lasek a nie mecz. To na razie.- podała mu rękę i zniknęła w kanciapie. Lewy stał jeszcze chwilę i uśmiechał się sam do siebie.
Konserwatorka powierzchni płaskiej… Też coś!

Nina obudziła się wtulona w klatkę piersiową Kuby. Mężczyzna spał, co można było wywnioskować po miarowym oddechu.
Podniosła głowę wpatrując się w jego uśpione oblicze, wyglądał tak spokojnie, jakby wszystkie problemy z którymi zmagał się od kilku lat, zniknęły pod powłoką snu.
Pogłaskała go po włosach.
Kuba wybudził się ze snu,  nad sobą ujrzał Ninę, jej ciemne loki opadały mu na twarz, łaskocząc ją.
- Kochałem cię dziś rano, ust naszych ciepła słodycz jak senna, ciemna burza nade mną twoje włosy…-zacytował tekst piosenki Leonarda Cohena.
- Powinno być jak senna złota burza.- uśmiechnęła całując go w rozchylone usta.
- Wolę ciemną burzę.- odpowiedział, gdy oderwali się od siebie.- Która godzina?
- Dochodzi siódma. Nie będziesz miał kłopotów? Mieliście nocować w hotelu.
- Niektórzy rozjechali się w nocy. – odpowiedział wędrując dłońmi po jej nagich plecach. – Nina pocałowała go jeszcze raz. Po chwili zsunęła się na swoją połówkę łóżka.
- Musimy zjeść śniadanie.- pogłaskała go po policzku.
- Eeee wolałbym zjeść ciebie!- zaśmiał się. Pacnęła go w rękę.
- Chwileczkę panie Błaszczykowski! Bez takich, musimy porozmawiać.
- Dobrze psze pani!- odpowiedział  zgodnie. Z rozczochranymi blond włosami, wyglądał jak chłopiec, który niedawno coś nabroił.
Nina zniknęła w kuchni, przygotowując śniadanie. Błaszczykowski przez ten czas wziął prysznic. Po kilkunastu minutach kuchnię wypełniał zapach jajecznicy z pieczarkami a na kredensie stał dzbanek ze świeżą kawą. Serafińska postawiła na stole pieczywo i wędlinę. Siadła na taborecie czekając na ukochanego.
W ciągu jednej nocy z nieszczęśliwie zakochanej kobiety, stała się najszczęśliwszą osobą w Polsce.
Kuba pojawił się w kuchni w samych spodniach, od razu przystąpił do całowania Niny.
Pachniał pastą do zębów i mydłem.
- Pojedziesz ze mną do Dortmundu?- zapytał wprost.
- A co z Olą?
- Będzie z nami. Znajdziemy jej przedszkole. W Niemczech na pewno potrzebują dobrego specjalisty sportowego a w reprezentacji możesz pracować jako konsultant.
- Nie zastanawiałam się nad tym. – spojrzała na niego.- Muszę porozmawiać z ojcem i Maćkiem.
- Nina… wiem, że jest jeszcze jedno pytanie, którego mi nie zadałaś, ale ja muszę ci na nie dać odpowiedź.- wziął ją za rękę patrząc w oczy.
- Jakie?
- Anita, moja żona. A raczej była żona. – odpowiedział . Na myśl o byłej żonie, gotowała się w nim krew. Opanował się jednak. – Rozwiedliśmy się zaocznie a raczej ja to zrobiłem. Mam w Dortmundzie dobrego prawnika Uwe Tydena. Porządny gość, załatwił to od ręki. Ale musiałem jej zapłacić niemałą kwotę. O Olę nawet nie zapytała. Nie chcę jej pozbawiać praw, wiem co to jest wychowywać się bez matki. Ale moja zanim umarła bardzo mnie kochała, Anita nie dba o Olę. Na urodziny przysyła jej zabawki i kartkę. Tyle. Jeśli jednak będzie chciała odnowić kontakt z małą, nie będę jej powstrzymywał. Ona ją urodziła.
- Rozumiem.-Nina wstała z krzesła i przytuliła się do Kuby. Posadził ją sobie na kolanach i wtulił twarz w jej włosy. – Razem sobie poradzimy. Ola ma matkę, ale ja mogę być jej najlepszą przyjaciółką. – spojrzała na Kubę.
Nie mógł się powstrzymać i znów ją pocałował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz