-
Naprawdę?- Ania Rusowicz, ugryzła soczystą truskawkę,wcześniej maczając
ja w Nutelli. Oblizała palce z czekolady, po czym sięgnęła po kieliszek
szampana.- Będziesz ratowała to ciacho? Czad! Uwiedź go!
Nina popatrzyła na szaloną przyjaciółkę i pacnęła ją poduszką.
- Ten facet potrzebuje pomocy, nie kochanki.
-Żartujesz?!
Widziałaś go bez koszulki? – zapytała kpiarsko.-Byłam na meczu,
wydarłam bilet od twojego kochaniutkiego kuzynka(ciekawe jak?).
Dziewczyno, ten facet na boisku grał jak lew, nie wiem na jakim ty
świecie żyjesz… Poza tym w szoł bizie huczy, że żona go puściła kantem,
dlatego wpadł pod samochód. I wiesz dla kogo?- nie dopuściła Niny do
głosu.- Dla tego gogusia Ronaldo.
- Mam dostęp do internetu.- odpowiedziała ponuro Serafińska.-A nowego romansu Ronaldo nie trudno przeoczyć.
Anka pożarła kolejną truskawkę, grzebiąc w torebce. Rzuciła na stół najnowszy numer hiszpańskiego Maxima.
- Oto madame Błaszczykowski- postukała jarzeniowo zielonym paznokciem w kobietę na okładce.- Czy może raczej madame Ronaldo?
Nina prychnęła.
- Ta babka jest nienormalna, przecież oni mają dziecko.
-
Wasyl kiedyś mi opowiadał, że wątpiłby w ojcostwo Kuby,gdyby mała nie
była tak podobna do niego. Pani Anitka zdradzała Błaszczykowskiego z kim
popadnie a on był w niej zakochany.
-
Anno Rusowicz, czy ty jesteś adwokatem Jakuba Błaszczykowskiego?
Próbujesz mnie przekonać do tego człowieka? Poza tym o ile mnie pamięć
nie myli nie przepadasz za Marcinem.- zapytała Nina.
Anka przybrała poważna minę.
- Chciałam być tylko pomocna a ty na mnie naskakujesz.
- Nie pomagasz mi…- zauważyła jej przyjaciółka.
-
No dobra, nie chcesz ratować serca naszego kapitana, to chociaż powiedz
mi co robisz na zdjęciu z Lewandowskim?- wyciągnęła Tele Plotki na
których widniała fotografia jej i Roberta Lewandowskiego, który otwierał
jej drzwi do samochodu.
- Plotki…
- Ach tak… - skwitowała przyjaciółka.
Dwa
tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Nina na własną rękę robiła wywiad
na temat Kuby, ojciec nie miał dla niej czasu, bo ogarniał śmietnik po
byłym prezesie Grzegorzu L. Marcin z wyjechał do Belgii a Anka ruszyła
do USA nagrywać płytę.
Robert był w Dortmundzie, ale wysyłał mmsy i razem wymieniali maile, czasami dzwonił. Nie powiedziała mu, że „zatrudniła się” w domu babci Jakuba,Felicji. Tak naprawdę wiedziały tylko trzy osoby no i ona sama. Noc przed wyjazdem do Truskolasów spędziła bezsennie.Obawiała się demaskacji, po prawdzie to bała się wszystkiego. Nie znała Błaszczykowskiego a jako psycholog wiedziała, że ludzie z tak głębokimi ranami fizycznymi i psychicznymi potrafią być nieobliczalni.
Robert był w Dortmundzie, ale wysyłał mmsy i razem wymieniali maile, czasami dzwonił. Nie powiedziała mu, że „zatrudniła się” w domu babci Jakuba,Felicji. Tak naprawdę wiedziały tylko trzy osoby no i ona sama. Noc przed wyjazdem do Truskolasów spędziła bezsennie.Obawiała się demaskacji, po prawdzie to bała się wszystkiego. Nie znała Błaszczykowskiego a jako psycholog wiedziała, że ludzie z tak głębokimi ranami fizycznymi i psychicznymi potrafią być nieobliczalni.
Podróż
postanowiła odbyć pociągiem relacji TLK- Warszawa Wschodnia-
Częstochowa Śródmieście, ojciec nie mógł odprowadzić ją na pociąg,więc
pojechała taksówką.
Droga upłynęła jej dość szybko, maszyna nie wlokła się tak, jak zapamiętała z dzieciństwa i po południu była już na dworcu głównym w Częstochowie. Stamtąd już tylko pięć minut dzieliło ją od dworca PKS. Godzinę czasu młoda pani psycholog spędziła na ławeczce, bo do osławionych Truskolasów jeździły raptem cztery autobusy na dzień.
Droga upłynęła jej dość szybko, maszyna nie wlokła się tak, jak zapamiętała z dzieciństwa i po południu była już na dworcu głównym w Częstochowie. Stamtąd już tylko pięć minut dzieliło ją od dworca PKS. Godzinę czasu młoda pani psycholog spędziła na ławeczce, bo do osławionych Truskolasów jeździły raptem cztery autobusy na dzień.
Te
sześćdziesiąt minut dłużyło jej się niemiłosiernie. Gdy już miała wstać
i iść do informacji, nadjechał rozklekotany rzęch, który(jeśli sądzić
po wyglądzie) pamiętał jeszcze czasy Edwarda Gierka. Dzięki uprzejmości
dwóch chłopców, udało jej się załadować walizkę do luku i usiąść na
jedynym wolnym już miejscu, koło kobiety, która przez 40 minut drogi,
postanowiła streścić jej całe swoje życie.
-… I mówię paniusi, wtedy Gienek mnie rzucił. No załamałam się, ale Antek mnie pocieszył- relacjonowała starsza pani.
- A panienka to w gościnę do nas?- zapytał staruszek nasiedzeniu obok.
- Do pracy.- odpowiedziała grzecznie Nina.
- …ale Antek też mnie rzucił dla młodszej…- ciągnęła współpasażerka…
- A gdzie ma pani się udać?- zapytał ponownie jej drugi towarzysz podróży.
- Do domu pani Felicji Tyczyńskie…- nie dokończyła.
Rozmowy w pksie ucichły. Nawet trajkotka siedząca obok Niny jakby się zacięła.
- Toż to diabeł wcielony!- złapała się za wyondulowaną głowę.
- Ale kto?- zapytała pani psycholog.
- BŁASZCZYKOWSKI!- odpowiedzieli chórem pasażerowie.
- Truskolasy!- ryknął brodaty kierowca.
Wszyscy
poderwali się z siedzeń i rzucili do wyjścia. Najpierwsza była pani
„Katarynka”, z Nina w autobusie został tylko staruszek.
-
To nie diabeł.- starszy pan poklepał dziewczynę po ręce.-Kiedy odnosił
sukcesy, wszyscy go kochali a teraz… Widzi panienka, życie takie już
jest raz na wozie raz pod wozem. Kuba jest teraz pod, ale wyjdzie z
tego…-zajrzał w jej bursztynowe oczy, swoimi bladoniebieskimi, które
były otoczone siatką zmarszczek, ale też piękne doświadczeniem i
mądrością życiową.- Z Bogiem!- pożegnawszy ją poczłapał do drzwi.
Nina również ruszyła do wyjścia, potknęła się o schodek i byłaby wypadła, gdyby nie dwie silne ręce.
Torebka spadła na żwirową drogę, ale ona wylądowała w ramionach demona. A był nim…Jakub Błaszczykowski z marsem na czole i lodowatym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu.
Torebka spadła na żwirową drogę, ale ona wylądowała w ramionach demona. A był nim…Jakub Błaszczykowski z marsem na czole i lodowatym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz