Plan jutrzejszej konferencji prasowej był dopięty na ostatni guzik mogła z czystym sumieniem iść do domu. Od pięciu lat była wdową, jej mąż poruczniku amerykański,Jack Harkness zginął od kuli w Iraku.
Nie posiadali dzieci, oboje nie mieli na to czasu, on spędzając większość czasu na misji, ona pracując w korporacji w Filadelfii.
Po śmierci męża, postanowiła wrócić do kraju i zacząć wszystko od nowa. Była świetnym PR-owcem. Za radą koleżanki ze studiów złożyła swoje CV związkowi, które ten rozpatrzył pozytywnie. Od pół roku pracowała w świecie piłki nożnej zdominowanej przez mężczyzn, jednakże pewność siebie i pracowitość pozwoliła jej przekonać do siebie nawet najzagorzalszych przeciwników. Prywatnie była wesoła osobą, której uśmiech nie schodził z twarzy, w pracy jednak cechował ją chłód i profesjonalizm, od niej zależał wizerunek związku.
Wychodząc sprawdziła, czy wszystko jest na swoim miejscu,
wyłączyła laptopa, po czym skierowała się na korytarz. W pośpiechu przemierzała
uśpione wnętrza PZPNu, jedynym odgłosem było stukanie jej obcasów na wypolerowanej
powierzchni.
Przy windzie nacisnęła guzik parter, czekając aż ta zjedzie z wyższych kondygnacji. Budynek liczył dwanaście pięter na najwyższym rezydował Prezes i jego najbliżsi doradcy, dział PR u znajdował się na drugim piętrze. Winda powoli zsuwała się w dół, cichym brzdękiem oznajmiając, swoje przybycie. Drzwi bezszelestnie rozsunęły się ukazując wnętrze kabiny w której stał Adam Serafiński. Lekko szpakowate, kręcone włosy miał zmierzwione, przekrwione oczy i rozpiętą koszule ukazującą porośniętą włosami pierś. Marynarkę niedbale przerzucił na ramię. Nie wyglądał na czterdzieści dziewięć lat, Karolina dałaby mu najwyżej czterdzieści.
Przy windzie nacisnęła guzik parter, czekając aż ta zjedzie z wyższych kondygnacji. Budynek liczył dwanaście pięter na najwyższym rezydował Prezes i jego najbliżsi doradcy, dział PR u znajdował się na drugim piętrze. Winda powoli zsuwała się w dół, cichym brzdękiem oznajmiając, swoje przybycie. Drzwi bezszelestnie rozsunęły się ukazując wnętrze kabiny w której stał Adam Serafiński. Lekko szpakowate, kręcone włosy miał zmierzwione, przekrwione oczy i rozpiętą koszule ukazującą porośniętą włosami pierś. Marynarkę niedbale przerzucił na ramię. Nie wyglądał na czterdzieści dziewięć lat, Karolina dałaby mu najwyżej czterdzieści.
- Dobry wieczór.- zagaił, robiąc miejsce dla pani rzecznik.
- Dobry wieczór prezesie.- odpowiedziała uprzejmie.
- A od kiedy to mówisz prezesie?-zapytał
- Jesteśmy w pracy.- zauważyła strzepując z żakietu
niewidzialny pyłek. Adam obserwował ruchy jej delikatnych dłoni.
- Już jesteśmy po pracy.- zauważył.- Czemu zostajesz po
godzinach?
- Z tego samego powodu co ty. Pojutrze mamy audyt, straszą
nas skarbówką i prokuratorem, ktoś robi świetną krecią robotę.
- Jesteś PR owicem, masz mnie tylko reprezentować. Opanujemy
to.- zauważył.
- Ostatnio zarzuciłeś mi, że szpieg jest w moim dziale,
więc proszę nie pouczaj mnie co mam robić.
- Nie pouczam cię, ale nie możesz brać całej winy na siebie!-
krzyknął wzburzony. W tym momencie winda otworzyła się na parterze. Przepuścił
ją przed siebie, przejechali przepustkami po czytniku, drzwi do recepcji
otworzyły się bezszelestnie. Ochroniarz ukłonił się, pozwalając im przejść do
wyjścia.
- Nie mam już dzisiaj na to siły, porozmawiamy jutro. O 10
mamy konferencję w sprawie manipulacji w Ruchu Chorzów, potem komisarz
skarbowy. Adam mamy problemy na dodatek zła prasa w związku z brakiem powrotu
Błaszczykowskiego.
- Poradzimy sobie!- złapał ją za rękę. – Będzie dobrze Karo.-
powiedziawszy to pocałował ją delikatnie w usta.
Karolina wsiadła do swojego małego czarnego, forda
wyjeżdżając z parkingu.
Adam ruszył zaraz po niej, jadąc do podwarszawskiego Janowa.
Marcin po
przegranym meczu Anderlechtu z FC Brugg, odłączył się od kolegów z klubu. Był
zdołowany, przybity i miał ochotę się schlać. Sędzia wlepił mu czerwoną kartkę,
za inwektyw który wyrwał mu się podczas meczu. Był wkurzony, bo ten wał z
Bruggi Tom Høgli, udawał sierotę i zwijał się po boisku trzymając się za nogę, chociaż nikt go nawet nie dotknął.
Normalnie „Bestia” jak mawiali na niego koledzy klubowi, powstrzymałby swoje mordercze zapędy, ale kilka dni wcześniej pokłócił się z Anką. Ta kobieta, umarłego wyprowadziłaby z równowagi a co dopiero kogoś tak wybuchowego jak on.
Wasilewski zajechał przed bar Delirium w celu zapicia swoich smutków z dala od wszystkiego. Zdażył wychylić dwie kolejki szkockiej, gdy czyjaś dłoń przejechała po jego plecach.
Normalnie „Bestia” jak mawiali na niego koledzy klubowi, powstrzymałby swoje mordercze zapędy, ale kilka dni wcześniej pokłócił się z Anką. Ta kobieta, umarłego wyprowadziłaby z równowagi a co dopiero kogoś tak wybuchowego jak on.
Wasilewski zajechał przed bar Delirium w celu zapicia swoich smutków z dala od wszystkiego. Zdażył wychylić dwie kolejki szkockiej, gdy czyjaś dłoń przejechała po jego plecach.
- Znalazłam cię mistrzu.- Anka szepnęła mu do ucha. Poczuł
woń Chanel no 5, których używała piosenkarka.
- Co ty tutaj robisz?- zapytał wychylając zawartość kieliszka.
- Przyszłam cię pocieszyć bestio.- przysiadła się do niego,
machając na kelnera. – To samo co ten pan.
- Miałaś mieć jakiś występ w Londynie, czyżbyś zrezygnowała?-
zakpił.- Księżniczka Rusowicz, nie
szaleje po scenie. Zaiste dziwna to
sytuacja. Masz jakieś wieści od Niny?- zapytał wlepiając wzrok w bursztynowy
płyn.
- Żyje i ma się świetnie.
- I jest na delegacji...
- W rzeczy samej.- skłamała Anka.- Nie wystarczam ci ja?-
zakpiła
- To moja kuzynka.- odpowiedział – Martwię się.
- Przecież krzywda się jej nie dzieje.
- Masz mi do cholery powiedzieć, gdzie ona jest!- walnął
pięścią w bar.
- A jak nie powiem to co?
- To!- pocałował ją namiętnie. Anka złapała go za klapy
marynarki i przyciągnęła do siebie.
- Do ciebie czy do mnie do hotelu? – zapytała wprost.
- Do mnie!- rzucił na bar banknot i porwał Ankę na zewnątrz
jedną ręką machając na taksiarza a drugą obejmując ją w pasie.
Robert wylądował w Pyrzowicach o osiemnastej, wynajętym
samochodem skierował się wprost do Truskolasów. Był wściekły, to prawda, że
Nina nie była jego dziewczyną, ale zadurzył się w niej. Musiał sprawdzić, czy
jest u Kuby.
Pędził na złamanie karku, fotoradary po drodze miały
używanie, po dwudziestej był już pod domem Błaszczykowski. Na spotkanie wyszedł
mu Kuba, wprowadzając przyjaciela do salonu.
- Stary co ty tutaj robisz?- zapytał
- Przyjechałem w odwiedziny.- odpowiedział wymijająco Robert
rozglądając się za Niną.
- Gdzie pani Felicja?
- W sanatorium.- odpowiedział Błaszczykowski.
- Jest chora?
- Ma problemy z płucami, zaziębiła się w zimie, lekarz kazał
jej wypoczywać.
- A co z Olą?
- Poszła z nianią na spacer, zaraz powinny wrócić. Napijesz
się czegoś? Pewnie coś zjesz?
- Nie dzięki, jadłem w samolocie. Pogadajmy. Kiedy zamierzasz
wznowić treningi?
- Nie wiem…
- Jak to nie wiesz? Masz zamiar gnić tutaj aż do 67 lat?
Przecież piłka to całe twoje życie, nie pozwól żeby Anita zatriumfowała. Masz
od niej wieści?
- Nie odzywała się od września, jej rodzice też. Ola ma tylko
jedną rodzinę i tak niech pozostanie. Ma babcię, rodzinę mojego brata mnie i
teraz ukochaną nianię.
- Kto to jest?- zapytał Lewy.- Nie wspominałeś mi…Nina?- wzrok
Lewandowskiego skierował się ku drzwiom w których stała dziewczyna z małą Olą
na rękach.
- Znacie się?- zapytał podejrzliwie Kuba.
- My… znamy się ze szkoły.- skłamała Serafńska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz